17 lip 2016

Czyszczenie watahy i nowe formularze!



Dzisiaj odbyło się czyszczenie. Postacie nieaktywne bez usprawiedliwienia i bez pierwszego napisanego opowiadania zostają usunięte!
Usunięci:
- Alvaro - Permanentny ban, po obietnicach o napisaniu opowiadań.
- Sierra - Brak opowiadań
Zagrożeni: 
- Lilly 
- Yuki
Zawieszeni:
- Daika - Przez właściciela; niedługo dostępna do adopcji.

Nowe formularze!
 Właścicieli postaci proszę o ponowne wysłanie formularza. Czas na ponowne uzupełnienie formularza: Do następnego czyszczenia. Około 2 tygodnie.

Miłego dnia!

14 lip 2016

Od. Tyksony c.d Shadow

Wadera spojrzała z niemałym zdziwieniem na Shadowa.
- Ja..wyrzuciłam. - powiedziała cicho i zamknęła powieki, jakby bała się, że Shadow zaraz ją ochrzani.
Basior jednak tylko posłał jej spokojne spojrzenie.
- Dlaczego? Gdzie? - zapytał.
Tyksona podniosła się i położyła swoją łapę na barku basiora.
- Choć ze mną. Pokażę ci. - powiedziała cicho i ruszyła do przodu, a za nią basior.
Wędrówka była krótka, a po chwili Tyksona zobaczyła miejsce, w którym zaczęły się dziać owe dziwne rzeczy z tym zwojem. Miała nadzieję, że Shadow wie, co robi. Wzrok demona nie mógł jej wylecieć z pamięci. Bała się powtórki z rozrywki. Może źle użyła zwoju?  Nie miała bladego pojęcia. O dziwo, oboje z basiorem szukali, ale nie znaleźli niczego. Dla Tyks była to ulga, jednak nie okazywała tego swojemu towarzyszowi. Po chwili basior odwrócił się do niej przygnębiony:
- I nic.
Wadera westchnęła cicho i usiadła pod najbliższym drzewem. 
<Shadow? Naprawdę brak weny ;_;>

12 lip 2016

Od Artema Do Qamar

Obserwowałem niepewnie Shadowa zbliżającego się do Qamar. Stałem tuż za rogiem. Widząc najeżoną waderę chciało mi się śmiać... Widząc poważną minę Shadowa, stanąć w jej obronie, jednak brat nakazał mi bym siedział cicho. Usłyszałem teraz zimny głos czarnego wilka...
- Co tu robisz o tej godzinie? Nie jesteśmy do końca bezpieczni w wieży.
- Chciałam się tylko napić czegoś.
- Szukając spiżarni na własną rękę?!
 Ich głosy odbijały się od sufitu i ścian. Nie mogłem znieść widoku smutnej i jeszcze lekko przestraszonej wilczycy...
- Shadow! Nie przesadzaj. - Wkroczyłem w krąg światła rzucanego przez świecę, zawieszoną na ozdobnym uchwycie. - Faktycznie, to było trochę głupie, bo mogła po mnie pójść...
- Trochę głupie?! Postawiła na głowę cały zamek!
- Skoro miałabym pójść z Artemem to skrobanie pazurów nadal by...
- Milcz! - Ryknął Shadow i obnażył kły. Q cofnęła się o krok i podkuliła ogon. - Nie znam cię na tyle, by pozwalać ci chodzić sama po zamku!
 Shadow zrobił krok w jej stronę, a ja zrobiłem krok w jego stronę stając przed waderą. Położyłem uszy po sobie wbijając wzrok w Shadowa.
- Ja ją znam na tyle Shadow, żeby wiedzieć, że jest niezależną wilczycą i poradziłaby sobie w ciemnościach tej zapchlonej stodoły!
- Stodoły?! - Warknął Shadow i rzucił się do przodu przewracając mnie na grzbiet.
- Tak stodoły! To coś to całe twoje życie i nie widzisz poza tym nic! - Czarny basior odskoczył i ruszył bez słowa w ciemność.
 Spojrzałem na Q. Była wstrząśnięta. Wstałem i przytuliłem ją.
- Chodź, pójdziemy po coś do picia i wracamy do komnaty. - Wilczyca tylko lekko kiwnęła głową.
 Pokazałem jej gdzie jest spiżarnia i inne przydatne pomieszczenia. Noc się już kończyła kiedy wróciliśmy do jej pokoju. Widziałem, że jest zmęczona.
- Połóż się. To musiało być wyczerpujące. Starcie z tak podłym i zapchlonym wilkiem. - Zachichotałem i usiadłem na parapecie, kiedy wilczyca kładła się do łóżka.
- No, muszę przyznać, to było okropne!
- Nie będzie ci przeszkadzać, jak zostanę tu jeszcze chwilkę dopóki nie zaśniesz?
- Nie. Możesz tu zostać.
 Zapanowała niezręczna cisza, przerywana jedynie szumem wodospadów i drzew za oknem.
- Q?
- Mhmmm...? - Wilczyca mruknęła sennie.
- Obiecaj mi, że nie wyjdziesz nigdzie beze mnie. O mało zawału nie dostałem jak zobaczyłem, że cię nie ma.
- Dobrze Artem... Okey... - Wadera ziewnęła i dopadł ją sen...
 Zeskoczyłem cicho z parapetu i uchyliłem lekko drzwi. Na korytarzu panowała okropna ciemność. Tajemnicza i miała w sobie coś strasznego. Tym bardziej, że na końcu korytarza, dostrzegłem parę świecących się w ciemności oczu... Czegoś dwa razy większego ode mnie... Przeszył mnie dreszcz. To stworzenie poruszyło się i chyba szło w moją stronę. Byłem niezdolny do ruchu. Zawarczałem i uniosłem ogon. Nim dopadłem do drzwi biblioteki, było już przy mnie. Opuścił mnie strach a wstąpił niesamowity spokój... To był jeleń. Jeleń? Jeleń w zamku który nie boi się wilka? To musiało mi się przyśnić. A jednak. Trącił mnie nosem i potrząsnął głową, jakby otrząsał z siebie krople wody. Jego poroże było ogromne. Samo zwierze pełne wdzięku i gracji. Długie kończyny naprawdę dodawały mu uroku. Co jednak najbardziej niesamowite, to to, że samo stworzenie było... Biało niebieskie... Futro lśniło srebrem, a w niektórych miejscach występowały wyraźne odcienie błękitu. To było niesamowite... Westchnąłem, a jeleń widocznie rozbawiony zachichotał... Chwila. Zachichotał?
- Kim jesteś? - Zapytałem niepewnie. Minęła długa chwila nim coś się wydarzyło...
- A kim ty, jesteś? - Nie zrozumiałem...
- Przecież to ja zadałem to pytanie! - Szczeknąłem wojowniczo, ale jeleń jedynie się uśmiechnął.
- Brat nie opowiadał ci o spotkaniu z bóstwami?
- Z bóstwami?! - Zamurowało mnie.
- Dokładnie tak. Musimy was ostrzec... Niedługo nastąpi czerwona doba.
- Że co?! Co tu się dzieje, to sen prawda? Shadow nabierasz mnie, he? - Stworzenie pokręciło wolno głową z wyraźnym zażenowaniem.
- Artem, posłuchaj. Musisz ostrzec Shadowa i resztę wilków w watasze. Ukryjcie się w jednym miejscu, bo inaczej wasze głowy potoczą się po ziemi... Musisz również wiedzieć, że niedługo nastąpi wybieranie podopiecznych. - I zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, zaczął się rozpływać. - Uważaj... W zamku kryje się coś, co nie jest członkiem waszej watahy i może zabić kogoś samotnego... Nie wędruj w nocy po zamku... Do zobaczenia, Artemie. - Zostało po nim tylko małe piórko... Piórko? Skąd piórko po jeleniu?!
 To było dziwne. Znowu ogarnął mnie lęk. Odwróciłem się w stronę ciemnego korytarza. Znowu lśniły tam oczy, ale tym razem odwróciły się i zniknęły. To nie był jeleń... Nie wróciłem do biblioteki. Wkroczyłem do komnaty Q i zabezpieczyłem drzwi drewnianą deską. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i z ulgą stwierdziłem, że brązowa wadera śpi. Położyłem się na parapecie i zamknąłem oczy. Coś jednak nie pozwalało mi spać. Może te okna? Takie niebezpieczne... W każdej chwili coś może przez nie wejść. Wyobraziłem sobie oczy błyszczące przy łóżku Q od strony okien i wchodzące przez nie inne stwory. Spojrzałem przez okno. Było już prawie jasno a po murze nic się nie wspinało. Położyłem się koło łóżka i zamknąłem oczy. Jak coś będzie chciało tam podejść, to zmierzy się ze mną. Postanowiłem i zasnąłem... Nie wiem kiedy obudził mnie krzyk. To Qamar krzyczała. Poderwałem się na równe nogi, ale nic się nie działo. Uśmiechnąłem się zaspany do przestraszonej wadery.
- Weź tego pająka!... A... Co ty tu właściwie robisz Artem?

< Jak było obiecane, rano :) >

Od Qamar Do Artema

- Jest cudownie.. - westchnęłam oczarowana pięknym widokiem zachodzącego słońca.
Delikatnie przybliżyłam się do basiora i oparłam łeb o jego kark. Siedziałam tak kilka minut, zaciekle walcząc z opadającymi powiekami, aż w końcu niechętnie ustąpiłam. Mimowolnie oddałam się w objęcia morfeusza, wtulona w basiora który coraz bardziej mnie czarował.

***

Obudziłam się, męczona przez okropną suszę w gardle. Byłam gotowa założyć się, że poziom nawodnienia mojego organizmu śmiało mógłby rywalizować z Saharą. Szybko podniosłam się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że moje ciało nie znajduje się na parapecie, lecz w wygodnym, dwuosobowym łożu okrytym bawełnianą pościelą.
"Pewnie to Artem mnie przeniósł zaraz po tym, jak zasnęłam" - pomyślałam, czując przyjemne mrowienie w okolicach żołądka.
Niestety, suchość w pysku uporczywie dawała się we znaki, przez co koniecznie musiałam znaleźć drogę do wodopoju lub składziku z jedzeniem i piciem.
Powolnie podniosłam się z wygodnego posłania i podeszłam do drzwi. Drewniana konstrukcja uchyliła się w akompaniamencie głuchego skrzypnięcia, ukazując moim oczom bogato zdobiony korytarz. Po skosie od mojego tymczasowego pokoju, tuż przed rogiem znajdywało się wejście do sypialni Artema.
"Może go poproszę o pomoc?" - przeleciało mi przez głowę, jednak szybko odrzuciłam ten pomysł. Głównie przeważył argument mówiący o tym, że dostałam już wystarczająco dużo od basiora - teraz pora stać się samowystarczalną, niezależną waderą.
Bez dłuższego zastanowienia ruszyłam w prawo korytarzem, w poszukiwaniu czegoś, co zaspokoi moje pragnienie.

***

Mijałam już kolejną zbroję, których miliony ustawione było wzdłuż korytarzy na piętrach ogromnej budowli. W świetle wątłych ogników świec każda z nich wyglądała mrocznie i tajemniczo, jakby ich zmarli właściciele protestowali przeciwko trzymania ich w tym miejscu.
- "Imię nieznane" - przeczytałam wykutą z żelaza plakietkę wiszącą nad jednym, przyciągającym oczy zestawie.
Chełm, umieszczony na samej górze ledwie widocznego, drewnianego stojaka, wykuty był z twardego, czarnego kamienia szlachetnego, z wyglądu przypominającego onyks. W metalu opadającym na pysk wyryte były dwie, równoległe do siebie dziury, przywodzące na myśl czasu starożytnych spartan, a na samym czubku głowy widniały dwa zawinięte, czarne rogi. Poniżej wisiał równie czarny jak noc napierśnik, pokryty płytkimi korytarzami, tworzącymi wklęsły symbol, na którego środku znajdował się odstający od reszty szmaragd. Jego zieleń błyszczała w ciemności, tworząc wokół całości niesamowitą, delikatną poświatę. Za znajdujący się niżej, opinający brzuch pasek wisiała okrągła, stalowa tarcza z wygrawerowanym herbem. Na dole przytwierdzone były elastyczne, acz dobrze sprawdzające się w trakcie bitwy buty.
Oglądanie uzbrojenia tak przyciągnęło moją uwagę, że odgłos wilczych pazurów ocierających się o posadzkę przyprawił mnie o zawał serca. Gwałtownie odwróciłam się, spoglądając w nieprzeniknioną ciemność krętego korytarza.
- Kto tam jest?! - zapytałam bojowo, spychając strach na drugi plan.


< Szczerze mówiąc nie wiem kto to może być, ale zawsze jest pomysł XD >

11 lip 2016

Od Artema Do Qamar

 Staliśmy tuż przed bramą. Uchyliłem ją lekko i puściłem Q przodem. Zaczęliśmy wspinaczkę po wysokich białych schodach. Nie śpieszyliśmy się. Myślałem o Uyru. Nie mogliby się zapuścić tak daleko, no ale jednak się bałem... Nie o siebie i o swoje życie, ale o Qamar. To było dziwne uczucie. Nie myśleć o sobie, a o kimś. Nie miałem jeszcze okazji tego czuć. Cały czas żyłem sam i bez towarzystwa. Jedyną ważną osobą był Shadow... Ale on wyruszył na Niflin. Musiałem radzić sobie sam. Teraz to się zmienia. Niflin jest wyspą na której wszystko dzieje się inaczej. Wszystkie osoby
zachowują się dobrze i nie tak jak na przykład na Koro... Spojrzałem na wilczycę. Była uśmiechnięta i patrzyła przed siebie. Chwilę później staliśmy już przed wielkimi drzwiami do zamku. Shadow nazywał tą twierdzę "wieżą". Obserwowałem swoją towarzyszkę. Co chwilę obracała głowę oglądając zbroje, obrazy i wielkie marmurowe figury. Korytarz przez który szliśmy był wysoki i szeroki. Na podłodze leżał dywan o niebieskim kolorze.
- Chodź za mną. - nakazałem i ruszyłem w prawo mniejszym korytarzem.
 Całą drogę milczeliśmy, ale nie było to złe milczenie. Czuliśmy się swobodnie. Za oknami śpiewały ptaki. Nagle przez okno wpadły dwa kłócące się ze sobą kruki. Ciężko było zrozumieć o co im chodziło, ale wyglądało to komicznie. Poturlały się po podłodze kracząc przeraźliwie.
- Głupku! Co ty robisz! Nie dość, że kraczesz to jeszcze atakujesz mnie w locie!
- Jay! Lui! Niby bogowie a takie nieogarnięte ptaki!
- Kogo nazywasz nieogarniętym!? - Jay wrzasnął na mnie i strzepnął piórka.
- Idiota! - Krzyknęła Lui i odleciała pociągając za sobą swojego towarzysza.
- Co za głupie ptaszyska. - Zaśmiałem się. Wilczyca stała trochę przestraszona.
- One mówiły?...
- No ba! To przyjaciele Shadowa. No, nie traćmy czasu, chodźmy dalej. - Trąciłem nosem waderę i szliśmy dalej korytarzem. Widok z zamku był nieziemski. Rozciągał się na dolinę i las który ją porasta. Słońce zaczynało zachodzić, a w zamku zapanowała cudowna atmosfera. Pomarańczowe światło na ścianach, ptasi śpiew i cichy szum wodospadu gdzieś w dolinie. Było po prostu pięknie. Dotarliśmy do jednej z większych komnat. Była zaokrąglona od jednej strony. Było tam dużo okien, apod jednym leżała czarna wadera. Shadow stał przy niej. Kiedy nas zobaczył, podbiegł i w milczeniu nakazał żebyśmy wyszli. Na korytarzu wydawał się w miarę spokojny.
- Cześć Artem. Co jest? - Zapytał trochę zdziwiony.
- Muszę z tobą porozmawiać. Ale najpierw, znalazłbyś miejsce dla mnie i Qamar?
- Qamar? Jakiej Qamar? - Spojrzał na stojącą za mną Q i uśmiechnął się. - Myślę, że dałoby się coś zorganizować. Chodźcie.
 Shadow poprowadził nas w stronę zachodniego skrzydła zamku. Wskazał nam dwie komnaty do których drzwi były na przeciwko siebie.
- Artem, myślę, że mógłbyś spać w starej bibliotece. To po lewej. Damie ustąpisz miejsca w komnacie po prawej.
- Zgoda.
- Czujcie się jak u siebie. - Odwrócił się i podszedł do Q - Masz szczęście, że na niego trafiłaś. Z nim nic ci się nie stanie. A właśnie! Artem? Chciałeś o czymś porozmawiać tak? Chodź ze mną. Ruszyłem za Shadowem zostawiając brązową wilczycę.
- Jak się czuje Tyks?
- Jest dobrze, nie musisz się martwić. Skąd jest ta wilczyca?
- Nie wiem dokładnie. Nie wydaje mi się, żeby była z Koro. - Westchnąłem. Razem z shadowem usiedliśmy na wielkim balkonie, z widokiem na wodospady, las i dolinę. - Tylko jak nie z Koro, to z kąd?
- Jest wiele miejsc na Raancie, ale faktycznie, nie wiem czy byłaby zdolna do przypłynięcia aż tu. O czym chciałeś ze mną porozmawiać, Artemie?
- Miałem wizję. Przyszedłem do Q żeby razem zapolować, ale kiedy plątała się w krzakach zaczęła się moja wizja. Nie wiem dokładnie czy wtedy, bo miałem problem, żeby rozpoznać co jest prawdą a co wizją.
- No dobrze, ale co widziałeś?
- Siebie...
- Siebie...?
- Siebie rozdzieranego przez Uyru... Potem poszli śledzić Q, ale nie wiem czy oni na prawdę nas śledzą, czy to tylko wymysł... Shadow, oni mają teraz czas godów.
- Uyru? Teraz? - Ku mojemu zdumieniu Shadow się uśmiechnął. - Możliwe, że teraz uda nam się ich zamknąć w jednym miejscu! Ale teraz trzeba zabezpieczyć zamek. Zajmę się tym.
- Nie pomóc ci?
- Nie. Jeśli połączymy naszą magię to będzie za słaba. Potrzebuję dwóch gatunków. Może Tyks mi pomoże, kiedy dojdzie do siebie. Nie masz się co martwić braciszku! - Roześmiał się. - Z tego co słyszałem nie jedliście obiadu. Na dole jest spiżarnia. Tam mam trochę mięsa i wody. Idź, nie każ damie na siebie czekać!
 Przytuliłem brata i pośpieszyłem po schodach na dół. Szybko odnalazłem spiżarnie po zapachu. Było w czym wybierać!
Zioła, różne smaki wody i inne napoje oraz masa mięsa! Króliki, jelenie, cielęta, wieprzowina i bażanty. Miałem problem z tym co wziąć. Ostatecznie zdecydowałem się na królika. Ze zdumieniem zauważyłem, że są pieczone. Nigdy jeszcze nie jadłem pieczonego mięsa. Jak opowiadał mi kiedyś brat, tradycje pieczenia mięsa zapoczątkował wielki podróżnik. Wybrałem również sok z czarnej porzeczki i Juvii, rośliny którą uwielbiam wcinać w wolnym czasie. Smakuje trochę jak rabarbar połączony z Arbuzem i jabłkiem. Zapakowałem to wszystko w moją torbę podróżną tak, żeby łatwo było mi to przenieść. Nie zajęło mi długo dojście do komnaty Q. Zapukałem w drewniane drzwi i otworzyłem je, kiedy usłyszałem głos wilczycy. Siedziała przy oknie na wydłużonym parapecie, który idealnie nadaje się do siadania na nim wieczorami i obserwowania zachodzącego słońca.
- Mam coś dla nas. - Powiedziałem siadając obok niej. Odwiązałem supeł na torbie i podsunąłem waderze jeden pakunek. Wyjąłem też miseczki i nalałem do nich soku.
- Co to za mięso? - Zapytała kiedy odwinęła kawałek królika.
- Królik.
- Pachnie znakomicie! Ale wygląda inaczej i ma... Jakąś dziwną brązową skorupkę...
- Jest pieczone - Zaśmiałem się cicho - Też się zdziwiłem jak pierwszy raz je zobaczyłem. Spróbuj!
 Odgryzła mały kawałek mięsa i po chwili uśmiechnęła się szeroko
- Świetne! - Oznajmiła po czym zabrała się do jedzenia.
Po kolacji usiedliśmy na parapecie i obserwowaliśmy zachód słońca. Spojrzałem na uśmiechniętą wilczycę wpatrzoną dal...
- Podoba ci się tu? - Odwróciłem wzrok również patrząc na niebo.
- Jest cudownie...

<Qamar? :) >

10 lip 2016

Od Qamar Do Artema

Nie wiem jak długo stałam oparta o Artema - możliwe, że kilka sekund, możliwe, że kilka godzin. Czas spędzony razem z nim skracał się niemożliwie szybko, przez co całe przedpołudnie spędzone przy boku basiora zdawało się być pięcioma minutami.
- To jak, przedstawisz mi szanownego alfę? Jeśli mam byś szczera, ten zamek wygląda zachęcająco - zaśmiałam się, przerywając ciszę.
Artem uśmiechnął się w odpowiedzi i ruszył przodem.
Starałam się sprawiać wrażenie w miarę spokojnej, jednak przez całą drogę w stronę wielkiej bramy zamczyska, po mojej głowie chodziły niepokojące słowa basiora. Trzeba przyznać, że wizja ataku Uyru i niechybnej śmierci nie była zbyt optymistyczna.

< Wybacz, ale więcej nie dam rady z siebie wycisnąć. Weny zabrakło, może odblokuje mnie krótki, chociaż kilku zdaniowy odpis ;/ >

Od. Vipera


Chłopak był wściekły. Nie wiedział nawet, dlaczego znalazł się akurat tutaj. Pochylił się i wziął do ręki kawałek obumarłej roślinki.
- Zamorduję. - powtarzał cały czas w kółko.
Tyksony nigdzie nie było widać. Viper spojrzał w niebo. Księżyc znajdował się w nowiu, a na niebie nie było widać żadnych chmur. Noc zapowiadała się całkiem ciekawie. Po długim rozmyślaniu chłopak jednak postanowił przemienić się w wilka. Był teraz dobrze zbudowanym, wysokim basiorem z grubym, czarno-białym futrem i czerwonymi oczami, podobnie jak w ludzkiej formie. Zaczął kręcić się w kółko z nadzieją, że jego kuzynka nagle wyskoczy z krzaków i krzyknie: "Niespodzianka! Jesteś w ukrytej kamerze!". Nic jednak nie zapowiadało się na to. Chłopak był wyraźnie zniecierpliwiony. Tyksona obiecała mu, że oprowadzi go po całej wyspie. Jednak, zostawiła go. Basior postanowił zacząć więc poszukiwania na własną rękę. Wstał i ruszył do przodu, powoli. Nagle usłyszał świst. Odwrócił się. Miał najeżone futro, niczym u kota. Po chwili zaczął się śmiać. Był pewien, że ktoś do niego strzela, a tym czasem to lisek zaczął łamać gałązkę, a po chwili ją wyrzucił w powietrze. Poirytowany Viper ruszył raźnym krokiem w stronę pobliskiego lasu, w nadziei, że spotka tam kogoś, kto powie mu coś więcej o tej tajemniczej wyspie.

<Ktoś? Nie znoszę początków ;_;>

9 lip 2016

Aktualizacja!

Data aktualizacji nie jest jeszcze określona.
Mam zaszczyt ogłosić, że blog zostanie zaktualizowany. Dodane zostaną nowe funkcje, a błędy poprawione.
Dodamy:
- Nowy szablon wykonany przez naszą administratorkę Tyks! Mogę obiecać, jest świetny!
- Poprawione zostaną nieścisłości między formularzem a elementami strony
- Zostaną dodane tereny
- Sklep będzie rozbudowany
- Wiele funkcji umilających rozgrywkę.
- Legendy i bóstwa oraz kalendarz świąt.

Teraz trochę mniej przyjemnie.
- Ograniczymy możliwość dodawania obrazków z internetu. Można będzie ich używać, jeśli ich autor wyrazi na to zgodę.
- Dodamy darmowy lineart wilka, który członkowie po podaniu kodu będą mogli pobrać, przed czym będą musieli napisać opowiadanie wstępne, które nie będzie publikowane.
- Obrazek wilka będzie można zamówić u mnie. Moje obrazki nie są jakimiś dziełami sztuki, ale zawsze nie łamiemy praw autorskich.

Mam nadzieje, że podobają się wam nowe funkcje które zostaną dodane. Możecie również zauważyć, że blog będzie jednym z bardziej wymagających.





- Pozdrawiam! - Administratorka WKSK.






^ Ten obrazek będzie mnie reprezentował.


8 lip 2016

Opowiadania!

Apeluję o pisanie opowiadań! Ostrzegam również osoby które dołączyły i nadal nie wstawiły NIC! Niedługo będziemy oczyszczać i poprawiać blog tak więc osoby nieusprawiedliwione z niepisania opowiadań zostaną usunięte, a ich postacie oddane do punktu adopcyjnego!

 Życzę miłego dnia - Administratorka WKSK

Perseusz

Imię: Perseusz
Pseudonim: Percy
Płeć: Basior
Wiek: (Do uzupełnienia)
Klan: Czarnych Drzew
Żywioł: Energia Elektryczna (Elektryczność)
Moce:
► Rażenie Prądem -  Percy potrafi porazić kogoś prądem w momencie kiedy go dotknie lub on i jego ofiara dotykają rzeczy, która przewodzi prąd (metalu, wody, krwi itp.). Basior potrafi kontrolować siłę porażenia, przez co może on tylko ogłuszyć ofiarę albo zabić.
► Perseusz umie sprawić, że jakaś rzecz wybuchnie pod wpływem prądu. Zazwyczaj są to dość małe rzeczy, pokroju zamków od drzwi, aczkolwiek działa również na większych przedmiotach.
► Potrafi przywołać burzę i kontrolować pioruny. Może wybrać w co lub w kogo uderzą. Są bronią, która dotyka nie tylko jednej osoby, lecz też tych znajdujących się naokoło. Używane w ostateczności, bądź przy dużej liczbie przeciwników.
► Większość wilków jest zazwyczaj odporna na działanie swojego żywiołu. Percy nie jest wyjątkiem. Inne wilki z tym samym żywiołem nie są w stanie zaszkodzić mu za pomocą elektryczności czy piorunów. Z tego też powodu nie jest w stanie sam sobie zrobić krzywdy.
► Potrafi tworzyć zwierzęta lądowe z elektryczności. Wykonują jego polecenia, ale zachowują się jakby myślały samodzielnie. Jego ulubieńcem jest pająk wielkości słonia. Zwierzęta wyglądają jak formy stworzone z błyskawic i znikają, kiedy Percy je odwoła.
► Basior potrafi otoczyć się skorupą zrobioną ze zbitki elektryczności. Każdy kto go w tedy dotknie zostanie porażony prądem. Co więcej skorupa chroni go przed atakami (choć nie jest doskonała).
► Łączy go kontrakt z Ventusem (duchem burzy), który towarzyszy mu pod postacią sztyletu. Ventus jest zmuszony wykonać każde polecenie swojego pana, aczkolwiek nie jest istotą z natury uległą. Czasami rozrabia, ale rzadko zdarza mu się przekroczyć granicę wytrzymałości Percy'ego. Duch porozumiewa się telepatycznie z Percym. Jako sztylet potrafi lewitować i atakować wrogów. Wzmacnia moce swojego pana. Posiada prawdziwą formę
 którą przybiera tylko za pozwoleniem Percy'ego. Ventus może zmienić Percy'ego w Ducha Burzy.

Charakter: "Całe dobro przemija i całe zło przemija, a my nie możemy nic zrobić, żeby zmienić cokolwiek albo kogokolwiek. A już w najmniejszym stopniu samych siebie."

Perseusz jest doskonałym aktorem. Maski, które nosił, stały się z biegiem czasu jego częścią od której nie sposób się uwolnić. Jego środek jest zimny niczym hartowana stal, otoczony miękką i z pozoru ciepłą powłoką. Spróbuj jej tylko dotknąć, a przekonasz się, że zamiast ciepła poczujesz żywy ogień. Mieszaninę furii i sztuczności, kłamstwa i nieszczerych uśmiechów, od których roi się w życiu Percy'ego. Ten basior tylko z pozoru jest sympatyczny.

"Piękne kłamstwa. Kłamstwa, które nosimy tak długo, że już nie pamiętamy, co jest pod nimi."

Sztuczne uśmiechy, pozostaną sztuczne, tak samo jak jego zimne spojrzenie, przeszywające kogoś innego na wylot. Nie można uznać go za osobnika honorowego czy lojalnego. Ważny jest dla niego, tylko i wyłącznie własny grzbiet, którego nie będzie dla innych ryzykował. Ten wilk to zagadka, bo jak coś takiego może przemierzać nasz nieskończenie dobry świat? Może udaje mu się to dzięki teatrzykowi jaki potrafi odegrać? Percy to morderca bez żadnych skrupułów, nie zawaha się zabić kogoś innego, oczywiście każde morderstwo musi mieć motyw. Nie zabija pierwszego lepszego przechodnia. Perseusz jest trochę sadystą ... i masochistą. Własny ból, również sprawami mu coś w rodzaju przyjemności. Dlatego trenuje, puki nie padnie na ziemię, ledwo żywy. Dojść z nim do porozumienia jest zadziwiająco łatwo ... ale czy to będzie prawdziwe porozumienie?

"Mogę zabić ciebie, ale dla ciebie zabijać nie będę."

On zawsze ma gdzieś swoje "ale", nawet jeśli go nie powie. W kontaktach jego stopione z nim maski, przydają się, nadając mu czasem wyraz sztucznego zaufania czy też uprzejmości. Nawet wprawne oko będzie miało problem z rozróżnieniem co jest sztuczne a co prawdziwe, bo Percy jest uszyty z kłamstw i podchodów, słodkich uśmiechów w ciemną noc, nim cię zamorduje z zimną krwią. On nie zlituje się nad nikim, wadera, basior, szczeniak ... jeśli będzie mu to na rękę zrobi to. Nie zabija bez powodu, jednak dla niego wiele rzeczy może być powodem. Jak wytrzymać z tymże osobnikiem? Starać mu się nie podpaść, okazać szacunek i zejść z oczu. Albo się z nim zaprzyjaźnić. Why not?

"Nigdy nie powiedziałem, że to w porządku. Mój świat nie jest czarno - biały, nie składa się z tego, co dobre i złe. Twój też nie powinien taki być. Nasz świat to tylko lepsze i gorsze, mrok jaśniejszy i ciemniejszy. Tak jest lepiej."

Wbrew pozorom, Percy to nie tylko kolorowa maska za którą czai się bariera furii, chroniąca jego puste i bezbarwne wnętrze. Bo choć nijaki i bezosobowy, to nawet ktoś taki jak on ma coś więcej do zaoferowania niż tylko pusty szkielet. Pozyskuje znajomych nie po to by ich po nocach mordować, lecz by mieć informacje jakie pozyskuje prowadząc niezobowiązującą rozmowę czy też zwyczajnie plotkując. Nawet takie ucieleśnienie zła jak on, potrzebuje kogoś do towarzystwa. Takiego kogoś przy kim może udawać normalnego jak również kogoś przy kim będzie mógł pokazać swoją naturę. On nie ma podwójnego charakteru. Jego maski są częścią niego, nie musi wysilać się z udawaniem. Ba! On to uwielbia. Uwielbia być normalnym.

"A we mnie samym wilki dwa
Oblicze dobra, oblicze zła
Walczą ze sobą nieustannie
Wygrywa ten którego karmię."

- Czy naprawdę każdy myśli, że jestem tylko i wyłącznie mordercą w kolorowej masce? Hola, hola! Jeszcze jestem zdrowy na umyśle, a moja maska wcale nie jest tylko ładną ozdobą. Została stworzona z tego co kiedyś straciłem i już nigdy nie odzyskam. Jednak jakie są podstawy by twierdzić, że to przelekramowana sztuczka? To była część mnie, nie należąca już do mnie, ale usilnie zatrzymana na mojej twarzy. Taki byłbym gdyby nie przeszłość. Czy to więc umieszcza mnie w kategorii zwykłych kłamców? To, że potrafię zabić kiedy chcę i co chcę nie ma teraz znaczenia. Morderstwo musi mieć motyw. -

- Mój sztuczny uśmiech większość ludzi bierze za całkowicie naturalny. Pewnie ktoś mógłby spytać po co przybieram maskę kiedy nie mam złych zamiarów? Bo nie potrafię inaczej. Mógłbym mieć dobre intencje i mówić chłodnym czyli normalnym głosem, co skutkowało by wzmożoną ostrożnością. O wiele lepszy efekt daje maska i sztuczny uśmiech. Proste. A to, że nie mam zawsze dobrych intencji i potrafię w tedy używać maski to już inna sprawa. -

"Und der Haifisch der hat Tränen // Rekin też płacze
Und die laufen vom Gesicht // Łzy spływają po twarzy
Doch der Haifisch lebt im Wasser // Lecz rekin żyje w wodzie
So die Tränen sieht man nicht. // Dlatego ich nie widać."

Powoli brniemy dalej. Percy to osobnik z poczuciem humoru, które posiada nie tylko jego maska, ale wszystkie warstwy składające się na jego osobę. Humor zwyczajny, który karmi się sucharami i dowcipami. Humor czarny, czerpiący uciechę ze "zła". Humor będący formą sarkazmu i ironii. Wszystkie rodzaje w jednym! Na twarzy tego młodzieńca może i gości sztuczny uśmiech, albo wręcz przeciwnie - jego twarz jest niczym wykuta z kamienia, ale to wcale nie odzwierciedla tego co dzieje się w jego wnętrzu. A dzieje się wiele. Percy często bije się z myślami, sprzecznymi sygnałami, które wysyła jego mózg. Tak jakby jego puste wnętrze chciało zapełnić się jakimiś pozytywnymi emocjami, które zniszczą jego maskę na tysiące drobnych kawałeczków. Bo nie będzie mu już potrzebna. Z drugiej strony jest tym kim jest. Wychowanie, przyzwyczajenie i strach przed odkryciem, spychają wszelkie pozytywne myśli i uczucia na granicę świadomości. Są w jego podświadomości, a wątpliwości jest coraz więcej. Nie potrafi odpowiadać na własne pytania i nie może oczekiwać, że oświecenie nagle na niego spadnie. Psychika w kawałkach, zakryta maską. Tak wiele skryte za jednym uśmiechem. Cała przeszłość. Wszystkie myśli. Wątpliwości. Strach.
A przecież wilk to stworzenie stadne. Potrzebuje towarzystwa. Uczuć. I choćby wychowywać go na mordercę, kłamcę i samotnika to podświadomie będzie dążyć do kontaktów z drugim wilkiem. W każdym razie tak jest w jego przypadku.

"I'm an angel with a shotgun // Jestem aniołem ze strzelbą,
Fighting till' the war's won // Walczę, dopóki nie wygram wojny,
I don't care if heaven won't take me back. // Nie dbam o to, czy niebo weźmie mnie z powrotem."

Porzućmy może temat psychiki Percy'ego, bo w końcu nie tylko do niej ogranicza się jego osoba. Pora na rozmowę o czymś innym. Przyjemniejszym do czytania i łatwiejszym do zrozumienia.
O walce i te pe.
Otóż ktoś będący Perseuszem, nie może być mikroskopijny i chuderlawym psem z zerowym pojęciem o walce, prawda? Prawda. Percy jest wysportowanym i umięśnionym wilkiem, jak już było wspomniane, lekko masochistyczne skłonności zaowocowały długimi ćwiczeniami. A ćwiczenia mają to do siebie, że zazwyczaj coś po nich zostaje. A biorąc pod uwagę przeszłość Percy'ego właściwie szlifowały jego umiejętności. Basior ten uwielbia wysiłek fizyczny. Percy od najmłodszych lat wykazywał wręcz niezdrowe zainteresowanie względem walki, przemocy i broni. Może miało na to wpływ otoczenie w jakim dorastał. W każdym razie decyzja o szkoleniu nie należała do niego, a do osób postronnych, które uwielbiały bawić się cudzym życiem. Przeszedł Piekło na ziemi, które zmieniło mu psychikę, charakter i w ogóle go całego. Stał się silniejszy, ale niestabilny. Teraz już nic na to nie poradzisz. Ma walkę we krwi, w instynkcie, w odruchach bezwarunkowych, a może i genach? Percy potrafi walczyć wręcz jak i bronią, którą w jego rękach może stać się wszystko. W walce charakteryzuje go pomysłowość, spryt i kocie ruchy. Walka to dla niego coś w czym jest na prawdę dobry. Coś w czym czuje się pewnie. Coś gdzie nie potrzeba mu sztucznych uśmiechów. Coś w czym czuje, że żyje. Coś gdzie jest sobą, nie maską, nie furią, nie bezosobową pustką, tylko Perseuszem.
Nie zawsze wygrywa, nie zawsze wychodzi bez szwanku, ale mimo to kocha walczyć.

Lubi: Walczyć i ćwiczyć różne rzeczy, czarny kolor, ciemność, noc oraz mroczne miejsca z których dochodzi zapach stęchlizny.
Nie lubi: Cukierkowych panienek, ludzi, psów, hałasu i dużego tłumu, widoku łez, idiotów.
Boi się: Stracenia swojej osobowości, wylądowania w cudzym ciele, starości, zniszczenia maski, pustki po śmierci.
Rodzina: ► Ojciec Halt - najważniejsza dla naszego bohatera postać. Jego mistrz i wzór, jedna z nielicznych osób do których czuje szacunek i którym ufa. Jest to wilk o czarnej szorstkiej sierści i prawie czarnych oczach. Syn odziedziczył po nim budowę ciała. Halt był wilkiem z żywiołem Cienia oraz wojownikiem. ► Matka Hana - była opiekuńcza względem syna, ale też wymagająca. Percy darzył ja szacunkiem i zaufaniem. Jest to brązowa wadera ze znakami na sierści jak u syna, jednak jej są jaśniejsze i brązowe, podczas gdy Perseusza są ciemnoszare. W genach przekazała swojemu synowi kolor i miękkość futra. Hana była strategiem z żywiołem Elektryczności. ► Rodzeństwo - Percy był pierworodnym jedynakiem. Kiedy odszedł z watahy nie utrzymywał żadnego kontaktu z rodziną. Kto wie? Może Halt i Hana doczekali się potomstwa? ► Wujek Gilan - nie gra w historii większej roli, jednak dorzucił swoje pięć groszy do charakteru Percy'ego. Gil to rudo - kremowy basior o wesołych zielonych oczach. Był on kiedyś czeladnikiem Halta. To on zaszczepił w Percym miłość do humoru i śmiania się. Był on wilkiem Ziemi.
Zakochany w: " Związki to sznury ...
Partner: ... Miłość to pętla."
Potomstwo: Brak szczylków.
Stanowisko: Zabójca
Jaskinia:
Historia: "My name is hatred of the reasons we both know."
"Me imię to nienawiść z powodów, które oboje znamy."

Perseusz urodził się w dość dużej watasze, która położona była wśród dzikich górskich odstępów. Matką basiora była Hana (jap. kwiat), brązowa wilczyca o błękitnych oczach, a ojcem Halt, czarny basior o prawie czarnych oczach. Jego dzieciństwo tylko pozornie było normalne. Niby mógł stać się wilkiem zdrowym psychicznie, lojalnym i uczciwym. Niestety prawda jest trochę inna. Halt był ogólnie szanowanym samcem, doskonałym wojownikiem i zabójcą. Jednakże na tle kontaktów towarzyskich wypadał źle, wręcz fatalnie. Zupełnie tak jakby nigdy nie schodził z pola bitwy, a poza akcją nie potrafił odnaleźć się w życiu. Hana była osobą łatwo dostosowującą się do nowego środowiska, miłą acz ostrożną i nieufną. Tylko z pozoru idealną i nieskazitelnie dobrą. Można więc stwierdzić, iż Perseusz otrzymał w prezencie dość ciekawe geny, które z pewnością zagrały duża rolę w jego charakterze. To jednak nie wszystko. Jak wiadomo charakter to nie tylko geny. Osobowość kształtuje się głównie przez otoczenie i wychowanie. Po Percym od dnia jego narodzin spodziewano się tylko dwóch rzeczy: urody matki i umiejętności ojca. Z rozkazu alfy miał skrócone dzieciństwo, już od najmłodszych lat miał być traktowany jako uczeń. Siedział wśród o wiele starszych szczeniąt, ucząc się tego co oni - sztuki walki. Jego niezwykle chłonny umysł, był zwyczajnie zbyt młody by poradzić sobie z takimi treningami. Był najmłodszym osobnikiem i jak można się domyślić, inni nie zamierzali traktować go jak równego sobie. Wyzwiska, dokuczanie, bójki i samotność, ciągnęły się za Perseuszem przez długi czas. W ten właśnie sposób na jego serduszku pojawiła się pierwsza ciemna rysa.

"My name is empty cause you drained away the love."
"Me imię to pusty, bo wysączyłaś całą miłość."

Perseusz rósł i powoli spełniał wszelkie wymagania. Był sprytny, silny, zabójczy i do tego przystojny. Co z tego? Był też chamski, arogancki i agresywny. Nie krył się z niczym, a jako taki szacunek okazywał tylko względem swoich rodziców. Nic więc dziwnego, że syn alf - Albert widział w nim zagrożenie. Właśnie, kim był Albert? Odpowiedź brzmi: był nijaki i zdawał sobie z tego sprawę. Niewielki. Nieszczególnie inteligentny, nie był też uzdolniony w żadnej innej dziedzinie. Jedynak, o krótkiej rdzawej sierści i małych szarych oczkach, starszy od Perseusza. Od urodzenia z niepokojem obserwował rozwój Percy'ego. Wiele razy próbował namówić ojca by coś z nim zrobił. Nie przyniosło to jednak żadnych skutków. Mimo paskudnego charakteru, jakim odznaczał się Percy, cała wioska była z niego dumna. Cieszyła się, że ma idealnego wojownika - co z tego, że zabójcę i chama? Wiele par chciało wydać za niego swoje córki, licząc na bajeczne potomstwo. Jednakże Percy nie przejawiał zainteresowania na tym punkcie. Odpowiedź leży w tym, iż nikt nie brał pod uwagę jego wieku. Był za młody by myśleć o takich sprawach. A to, że wyglądał jak dorosły, nie miało znaczenia, jeśli chodzi o psychikę. Tłum go męczył. Wiecznie wlepione w niego ślepia, pełne aprobaty słowa, uprzejme uśmiechy ... miał ochotę od tego uciec, chciał by go nie zauważali. Nie cierpiał gdy wszyscy traktowali go jak bóstwo. Zaczął więc coraz bardziej się cofać, oddalać, uciekać ... Coraz więcej czasu spędzał w samotności bądź z ojcem, którego darzył szacunkiem i który był jego nauczycielem. Mogło by się wydawać, że Halt i Hana są jedynymi osobami, które traktują go normalnie. Nie licząc morderczych treningów. Ale i tak było to lepsze od wpatrzonego weń tłumu. I tak oto Percy wyrósł na samotnika, który nie lubi być w centrum uwagi.

"My name is screaming like the sound of your heart failing."
"Moje imię to krzyczący, jak dźwięk twego serca które zawiodło."

Albert miał dość. Jego ojciec był wpatrzony w Percy'ego jak w obrazek. Wychwalał go jako chlubę watahy i łechtał swoje ego, mówiąc, iż wszystko za sprawą jego decyzji. Nikt nie zauważył zmian w zachowaniu basiora. Ot jeszcze jedno dziwactwo i tyle. Stosunek wilków do syna Halta nie zmienił się ani odrobinę. Albert zaciskał zęby w bezsilnej złości. Chciał za wszelką cenę zmyć z powierzchni ziemi, tego przemądrzałego bobka. W jego główce zaczął formować się plan. Coraz częściej spędzał czas na treningach, a nie sam na sam z waderami. Miał on jeden cel - wyeliminować Percy'ego, a jako, że nikt nie przyznawał mu racji, musiał zrobić to sam. Tymczasem Perseusza z rzadka widywano w centrum watahy i prawie nigdy w pobliżu innych. Większość czasu spędzał sam w lesie, nad rzeką (gdzie nauczył się pływać) bądź na treningach. Teoretycznie mógł już skończyć treningi i tylko od czasu do czasu coś tam poćwiczyć. Jednak na wszelkie takie propozycje odpowiadał "nie". Jego wyobcowanie zaowocowało tym, iż nie zauważył knowań Alberta. Był zupełnie nieprzygotowany, gdy wracając wieczorem po męczącym treningu natknął się na młodego alfę, który powiedział jedynie - Wyzywam cię na pojedynek, Perseuszu synu Halta. W młodym basiorze krew się zagotowała, a zmęczenie minęło momentalnie. Ten wypierdek chciał z nim konkurować?! Z sadystycznym uśmieszkiem przyjął wyzwanie.
Wynik był dość oczywisty. Percy zmęczony treningiem, który prowadził od rana do wieczora, marzący o czymś do picia i słodkim śnie. Oraz Albert, wypoczęty, ciężko trenujący od kilku dni, czekający na tę chwilę i mający element zaskoczenia. Percy miał znaczącą przewagę. Walka była krótka, lecz brutalna. Perseusz w pierwszym starciu darował życie poturbowanemu Albertowi, lecz ten nie chciał na tym poprzestać. Krzyknął, że mają walczyć na śmierć i życie. A więc co mu pozostało? Minutę później ziemia przesiąkła krwią. Całe zajście widziało zaledwie kilka osób, w tym Halt. Zdawkowo kiwnął głową synowi z lekkim uśmiechem i zniknął w gęstwinie krzewów. Natomiast inni wcale nie byli zadowoleni. Morderstwo to morderstwo. Ich spojrzenia dotąd pełne zachwytu i uwielbienia, zaczęły ujawniać strach i niechęć. Percy dręczony od tygodni tamtymi dobrymi spojrzeniami od pierwszego wejrzenia zakochał się w tych złych. Na jego twarzy wychynął uśmiech prawdziwego sadysty i mordercy, którym się stał tamtego wieczora.

"My name is loco like the motive that betrayed me."
"Moje imię to szaleństwo, jak powód Twojej zdrady."

Po miesiącu odszedł z watahy. Nie uciekł, nie został wygnany tylko odszedł. Było tam dla niego za ciasno. Osiągnął już wszystko co tylko mógł, więc jeśli chciał się jeszcze bardziej doskonalić musiał wyruszyć w podróż. Tak też się stało. Żegnały go spojrzenia ulgi i kamienny wzrok Halta. Na swej drodze spotkał wiele rzeczy, które nauczyły go tego czego nigdy nie mógłby nauczyć się w miejscu gdzie się urodził. Jego mózg przyswoił sobie wiedzę, jak radzić sobie na własną łapę, jak unikać niebezpieczeństw z tym związanych. Mógł wykorzystać swoją wiedzę w zakresie walki w praktyce. Włóczył się przez wiele lat przez dzikie góry i lasy ... Przeżył wiele, stał się mądrzejszy, mniej narwany i bardziej cierpliwy. To właśnie w tedy stał się częścią otoczenia, był niewidzialny, był wszystkim i jednocześnie nikim. I tak jego charakter został ukształtowany. Proces dobiegł końca.

"My name is searching since you stole my only soul."
"Me imię to szukający, odkąd ukradłaś mą jedyną duszę."

Perseusz włóczył się po świecie, szukając swojego miejsca na Ziemi. Niestety, zdawało się, że ono nie istnieje. Basior wciąż w podróży, zwiedził dobry kawałek świata. W końcu zaczął szukać watahy, która potrzebowała skutecznych zabójców. Widział wiele stad, ale większość od razu odmawiała mu, gdy tylko wyjawiał powód swojego przybycia. W końcu zrezygnował z tego zamiaru. Zaczął podróżować po lasach, jako najemnik. Nigdzie nie zatrzymywał się na dłużej niż tydzień. Wciąż w podróży. Sam. Aż w końcu los zaprowadził go na te tereny.  Kto wie, może potrzebują zabójców?

"My name is revenge and I’m here to save my name."
"Moje imię to zemsta i jestem tu by ocalić me imię."

Perseusz jest doskonałym zabójcą, który podchodzi do swych obowiązków poważnie. Mimo, że nie należy do osobników, które są posłuszne władzy niczym małe pieski, to jednak dysponuje pewnymi zasobami szacunku i lojalności względem alfy.
Kontakt: Howrse - sowa38 | Gmail - bulteriersowa@gmail.com

27 cze 2016

Od Artema Do Qamar

 Spojrzałem z rozbawieniem i uczuciem na tą przerażoną brązową kulkę, która teraz wyplątywała się z krzaków.
- Poczekaj chwilkę nie ruszaj się - jednak wilczyca to zignorowała - Sama się prosisz! - polizał ją po uchu. W tym momencie kompletnie zesztywniała. Spojrzałem na jej bark, na którym siedział mały spanikowany jak Wilczyca pajączek. Biedny chyba nie rozumiał jakiego zamieszania narobił. Delikatnie zdjąłem go z jej brązowego futra i wypuściłem na krzaczki.
- Zabij go!
- Ani mi się śni! - W tym momencie trochę się oburzyłem - A ciebie też mam zdeptać?

          ***
 Szliśmy przez las szukając tropu jakiegoś zwierzęcia. Nic się jednak nie działo, a cisza w lesie była przerażająca i podejrzana. Zwolniłem waderę i poszedłem przodem, sprawdzając okolicę.
- O co chodzi? - Zapytała z lekkim niepokojem
- Coś tu nie gra... Poczekaj tu, proszę...
 Ruszyłem powoli do przodu uważając na każdy krok i badając teren. Nic się nie działo. Cisza. Parę razy za mną rozległ się krzyk i wtedy poczułem zapach zgniłego wilczego mięsa. Odwróciłem się i zobaczyłem dwa ogromne wilki rzucające się na Q. Czekali na to! Wybrali moment kiedy wilczyca nie będzie miała z nimi szans! Większe o 3 razy od Qamar natarły na nią od dwóch stron. Nie wytrzymałem. Rzuciłem się w ich stronę odpychając pierwszego od niej. Gdy jeden się podnosił, skoczyłem na drugiego wbijając kły w jego kark. Czuł jak drugi łapie go za plecy i wbija kły.
- Q! Uciekaj! - Ta jednak nie chciała się ruszyć. Zmęczony padłem na ziemię i obserwowałem. Uyrowie zbliżali się do niej z uśmieszkiem, który zdradzał ich zamiary. Wadera zrobiła parę kroków w tył
- Zwiewaj! - Powtórzyłem i rzuciłem się jeszcze raz na napastników. Tym razem usłuchała i trzmychnęła w stronę jaskini - Zawiadom o tym Alfę!
 Czułem jak opuszczają mnie siły. Padłem na ziemię. Wilki pogryzły mnie dosyć mocno i poszły za Qamar... Zwykłe polowanie zmieniło się w piekło... Naraziłem ją na niebezpieczeństwo... Mogła zostać w jaskini i nic by jej się nie stało...

     ***

Ocknąłem się. Wilczyca wydłubywała z futra resztki gałązek.
- Pająk to pająk! Jego można deptać! - Zaśmiała się.
 Coś tu było nie tak.
- Co się stało...?
- Co? Wpadłam w krzaki przez pająka którego nie chcesz zdeptać!
- Nie... Nie to... Co z Uyru?
- Jakimi do chole...
- Nie ważne. Chodźmy na polowanie.
 Ruszyliśmy inną drogą. Teraz byłem ostrożniejszy. Las przepełniały dźwięki. Wszystko było w porządku. Ale jak?... Nie potrafiłem sobie odpowiedzieć. Świadomie wybrałem drogę do twierdzy. Z zamyślenia wyrwał mnie okrzyk zdziwienia wilczycy.
- Łaa! Spójrz! Zamek!!!
- To wieża! Mojego brata! Chodź, musisz go poznać.
- Chwila... Twój brat to Alfa?
- Owszem. - Uśmiechnąłem się do niej nieświadomie. - Posłuchaj mnie... Miałem wizję... Wizję własnego końca. Uyru są coraz bliżej, a my musimy się bronić. Brat musi wiedzieć, że coś się dzieje. - Poczułem jak wilczyca oparła się o mnie i z uśmiechem powiedziała:
- Na pewno nie zginiesz. Wszyscy, będziemy walczyć o wspólne bezpieczeństwo.
Te słowa podniosły mnie na duchu. Spojrzałem w jej piękne oczy i uśmiechnąłem się. Jest na prawdę mądrą wilczycą...

<Q?>

Od Shadowa do Tyksony


 Shadow padł na ziemię obok legowiska wadery. Kiedy razem z Artemem ją tu przynieśli i opatrzyli był nieobecny i otępiały. Czuł jakby to on był ranny, nie Tyks. Nie mógł przyjąć do wiadomości, że ona może zginąć w każdym pięknym momencie swojego życia, a jej życie to także i jego życie. Zdał sobie z tego sprawę właśnie w tym momencie. Musi to jej powiedzieć... Wbił wzrok w ziemię, a po jego czarnym, zaniedbanym teraz futrze, popłynęła łza... Pochylił się trochę i wtulił głowę w jej futro. Wilczyca spała. Jej boki unosiły się równo, ale co chwile spokojny sen przerywały piski. Wiedział jak bardzo boli ją ta rana. Nie wyciągnęli strzały. Była zbyt głęboko. Dopóki Artem nie wróci z ziołami, nic nie może zrobić. Wilk trącił nosem jej policzek i zaczął mówić cicho, drżącym głosem, bo nigdy te słowa nie przeszły mu przez gardło. Nawet wtedy kiedy był z tamtą wilczycą... Z wilczycą którą zawiódł...
- Przepraszam cię, Tyks... Wiem, że nie jestem tak... Tak silny i... - Zabrakło mu odpowiedniego słowa i spojrzał na zamknięte oczy wadery - że nie jestem tak romantyczny... czy ciekawy jak Artem... Ale...
 W tym momencie do komnaty wbiegł Artem. Zdyszany i zmęczony rzucił zioła obok łap Shadowa. Shadow w milczeniu odwiązał bandaż zawiązany na ranie Tyks. Położył na jej języku jeden z liści i obserwował ją przez chwilę, po czym spojrzał na brata.
- Artem...
- Tak?
- Wyjdź, proszę...
- Ale... Shadow odpocznij, teraz ja mogę z nią posiedzieć...
- Nie! - Luu warknął groźnie i podskoczył do Artema. W tym momencie jego oczy się zamgliły a po policzkach spłynęły strużki łez. - Artem... Boje się o nią...
- Shadow... - Najwyraźniej zabrakło mu słów bo tylko zbliżył się i przytulił brata. Stali tak przez chwilę gdy usłyszeli cichy kaszel... Wilczyca drżała a jej oczy były szeroko otwarte.
- Zaczęło działać. Wyjdź, Artem. - Tym razem się nie sprzeciwił tylko spokojnie opuścił pomieszczenie zamykając za sobą drzwi.
 Shadow podszedł do legowiska. Zamknął jej oczy i łapą rozgniótł zioła i dziwną maź. Tą mieszankę nałożył na jej ranę. Po chwili ostrożnie zaczął wyciągać strzałę. Ku jego uldze nie złamała się. Grot był wciąż mocno przytwierdzony do drewna. Opatrzył ranę świeżym bandażem i wstał by umyć łapy. Wracając sięgnął po książkę Okrążyć Świat, która leżała teraz poszarpana na ziemi.
-,,Dlaczego tak ci zależy na tej książce?" - Pomyślał i otworzył ją. Nic w niej nie było. Położył się u boku Smolistej wadery i zaczął przerzucać kartki. W pewnym momencie kropla krwi z przemoczonego już bandaża spadła na książkę. Stało się coś, co zmusiło Shadowa do cichego warknięcia. Na jednej ze stron zaświeciły się zielone znaki. Poznał je od razu. Nie mógł ukryć zdumienia, że taka książka zawiera takie tajemnice, ale po chwili stwierdził, że zdania są niekompletne. Musiały się odbić. Zdołał rozczytać kilka z nich: ,,Wyleczy serca...", ,,Odnajdzie pokój...", ,,Tajemnica umiejętności Kuio..." I teraz zrozumiał. Mając umiejętności Kuio, wyleczy Tyks!
- Tyks... Co zrobiłaś z tym zwojem?...

<Tyks? ;) >

Yuki


Imię: Yuki
Pseudonim: Identyczny co do nazwy
Płeć: Wadera
Wiek: 18 lat
Klan: Czarnych Drzew
Żywioł: Nie ma określonego.
Moce: Jeżeli chce oczywiście.. potrafi zamienić swoje oczy w dwa białe płomienie i kontaktem wzrokowym zadawać ból. Potrafi też przemieszczać się z niebywałą szybkością.
Charakter: Zamknięta w sobie z powodu krwawej przeszłości , bezlitosna , agresywna , czasem śmieje się szaleńczo , lojalna w stosunku do przyjaciół , nie czuje bólu , brutalna , często oschła lecz potrafi być romantyczna.
Lubi: Obserwować z ukrycia i pojawiać się z nienacka.
Nie lubi: Zakłócania jej świętego spokoju.
Boi się: Nie ma lub jeszcze nie wie.
Rodzina: Oboje rodzice zagryźli się na jej oczach.. brat uciekł i nigdy go nie odnalazła.
Zakochana w: -
Partner: Obecnie Szuka.
Potomstwo: -
Stanowisko: Zabójca
Jaskinia - Rzadko śpi i nie potrzebuje jaskini.
Historia: Yuki woli nie wspominać dawnych czasów to bardzo brutalne.. Chciałaby odnaleźć i poznać swojego brata. Teraz często milczy.. po prostu uznaje że nie warto się wtrącać lub udzielać odpowiedzi na dane pytanie. Rzadko śpi , a jak już to zawsze ma koszmary.. wiecznie o tym samym.. o przeklętej przeszłości. Już jako szceniak musiała sobie radzić sama... została odnaleziona przez egzekutora innego klanu i była torturowana przez co nie czuje już praktycznie nic. Kiedy odkryła swoje umiejętności uciekła.
Kontakt: Howrse - bułatny | Gmail - asylumek@gmail.com

26 cze 2016

OD Qamar Do Artema

Obudziłam się następnego dnia, pełna energii i wypoczęta. Aż drżałam z podekscytowania na myśl, że niedługo będzie mi dane polować razem z przemiłym basiorem, którego niedawno poznałam. Lecz niestety, spotkać Artema będzie dane mi dopiero po południu, więc trzeba jakoś zagospodarować dość sporą nadwyżkę czasu.
Szybko podniosłam się z wygodnego legowiska i zadecydowałam, że pora ogarnąć nieporządek panujący w mojej jaskini.
Zerwałam kilka dużych liści zwisających z sufitu i przywiązałam je lianami do patyka leżącego luzem na ziemi, formując całość na kształt zmiotki do kurzu. Wstrzymałam oddech, przymknęłam oczy i unosząc przedmiot w łapie przebiegłam wzdłuż i wszerz pomieszczenie, strącając wszystkie pająki i pajęczyny na podłogę.
Wzdrygnęłam się na widok stawonogów motających się na ziemi - od kiedy pamiętam przerażały mnie te zwierzęta. Na sam widok ich długich nóg, niezliczonej ilości oczu i ich pokrytych czarnymi włoskami ciała... brrr, aż szkoda gadać.
Trzymając pokryte chitynowymi pancerzykami stworzonka na odległość, wyrzuciłam je co do jednego na zewnątrz... przynajmniej myślałam, że co do jednego.
Z westchnięciem ulgi usiadłam na chwilę obok wyszczerbionej ściany jaskini, gdy nagle poczułam, że coś małego chodzi po moim ramieniu.
Ze zdziwieniem odwróciłam głowę w stronę, z której dochodziło odczucie i.. zobaczyłam wielkiego, czarnego pająka - dokładne odwzorowanie moich koszmarów.
Z dzikim piskiem przerażenia skoczyłam do pionu, agresywnie odbiłam się tylnymi łapami i wybiegłam niczym błyskawica z jaskini. Pech chciał, że tuż przy wyjściu znajdował się wystający konar, a ja nie byłabym sobą, gdybym nie potknęła się o niego.
Zaliczyłam glebę, lecąc pyskiem centralnie w krzak rosnący naprzeciwko wyjścia.
- Qamar? - usłyszałam pytający głos Artema, dochodzący zza moich pleców.
- Zdejmij go! Proszę, zdejmij tego ogromnego pająkaaa! - poprosiłam wyswobadzając się z uścisku kolczastych gałązek.

21 cze 2016

Od Artema do Qamar

 Patrzyłem chwilę na wilczycę zdumiony. Po chwili uśmiechnąłem się i wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Jasne, że tak! Wpadnę jakoś po południu. - Wilczyca odpowiedziała uśmiechem, a ja powędrowałem w stronę wybrzeża. Zastanawiałem się co to za dziwne uczucie. Kiedy rozmawiałem z tą wilczycą... Całe łapy mi mrowiły a w brzuchu czułem jakieś dziwne łaskotanie... I nie mogłem pozbyć się uśmiechu z pyska. Nie znam tego. Co to może być? Shadow będzie wiedział, ale jest teraz z ranną Tyks... A co mi szkodzi! Pójdę, zapytam i dowiem się jak temu zaradzić! Ruszyłem biegiem. Poczułem na uszach silny powiew. Był wieczór. Teraz prąd powietrza mógłby mnie ponieść do nich! Rozwinąłem skrzydła i wzniosłem się wysoko. Trafiłem w sam środek prądu. Było mi ciężko panować nad skrzydłami. W pewnym momencie jedno skrzydło wykręciło mi się krytycznie i prawie by się złamało, gdyby nie "zakręt" mojego toru. Wypadłem z niego, a moje skrzydła zwinęły się niezdolne do lotu. Zbyt je nadwyrężyłem. Spadałem. Mimowolnie zbliżałem się do ziemi. Liście drzew muskały mi uszy i pysk. W pewnym momencie... po prostu zemdlałem...

 Obudziłem się w jasnym pomieszczeniu. Przez okno widziałem, że jest noc. Leżałem spokojnie, a obok siebie usłyszałem głos mojego brata.
- Jak się czujesz? Leciałeś do nas prawda? Co się stało?
- Leciałem... Bo czułem dziwne uczucie, ale nie mam pojęcia  co to..
- Zjadłeś coś dziwnego? Opisz mi co czujesz. - Opowiedziałem mu wszystko starannie dobierając słowa. Kiedy skończyłem usłyszałem cichy chichot.
- Z czego się śmiejesz?!
- Cóż, jeśli dobrze trafiłeś to niedługo sam się przekonasz!
- Ale powiedz mi...
- Nie! Czekaj co los przyniesie. A teraz leć. Świt już blisko a z tego co wiem umówiłeś się na randkę!
- Co ty... To nie żadna randka! Tylko spotkanie... Ymm... Zapoznawcze!
- Na pewno. No dobra leć, bo się spóźnisz. Uważaj na skrzydła! Nie nadwyrężaj ich. Leć nad wodą, w razie czego nic ci się nie stanie.
- Dzięki Shadow. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia! Udanej randki!
- Shadow!
- No co?
 I już byłem w drodze powrotnej. Im bliżej byłem jaskini Qamar, tym większe czułem szczęście i robiło się coraz jaśniej. Kiedy wylądowałem obok wejścia, usłyszałem, że wciąż śpi. Nieśmiało zajrzałem do środka i uśmiechnąłem się szeroko. Nie wiem dlaczego przyniosło mi to takie szczęście, obserwowanie jej śpiącej, ale jeśli Shadow ma racje, to mogę dowiedzieć się niedługo. Obiecałem, że będę po południu, więc położyłem się obok jaskini i zasnąłem mocnym snem...

<Qamar? :) >